piątek, 31 lipca 2009

Widzę pilną konieczność dlaszego snucia opowieści, zatrzymałem się bowiem na wtorku, a mamy już piatkowy poranek, bagaż odnalazł się, a ja powoli dostosowuję się do zmiany czasu i klimatu. Klimatu tropikalnej pory deszczowej, którą mamy tu obecnie (co jakiś czas gwałtownie spada dużo dużych kropli ciepłego deszczu i jest parno - gdy wychodzi się z jakiegoś klimatyzowanego wnętrza, okulary zaparowują).

O tym, gdzie i jak mieszkam napiszę później. Teraz, pod pretekstem opisania środy i czwartku podzielę się kilkoma obserwacjami

We środę, wstałem na mszę o godzinie szóstej rano - w ciągu dnia jest tu bowiem jedna msza, o tej właśnie godzinie. Jest to zrozumiałe, bo o tej godzinie dopiero co rozpoczety dzień jest już w pełni. Słońce szybko wstaje kwadrans przed szóstą, ptaki robią straszny hałas, jest jeszcze około dwudzistu ośmiu stopni celcjusza, a więc przez pół godziny jest rześko - dobry czas na odprawienie mszy.

Zjadłem śniadanie, poczytałem sobie i wraz z F. pojechaliśmy pooglądać miasto. Jest ono złożone z niskich domków w bardzo różnej formie i stanie, plątaniny kabli, ale przede wszystkim dróg, tak nie tyle ulic, co dróg.  Tutaj są one strasznie ważne, gdyż niemal wszyscy mieszkańcy Trinidadu posiadają jakiś samochód. Traktują go jako potwierdzenie statusu społecznego, gwarant niezależności i bezpieczeństwa. A samochody tutaj są strasznie tanie. Trinidadczycy sprowadzają bowiem tysiące używanych samochodów z Japonii. A benzyna? Wystarczy, że napiszę, iż litr benzyny 95 kosztuje równowartość jedenego złotego, a ropy: około siedemdzisięciu groszy! Samochodów jest więc mnóstwo. produkowanych przez nie spalin także: używane samochody są czesto weksploatowane, a wlewana do baków benzyna - 92 oktanowa, nieoczyszczona.

Chodnikiem jest tutaj powierzchnia składająca się z wylanych w różnym czasie i formie płyt betonu, rzadko używana przez ludzi, a więc zabudowana budakami, poprzecinana rynsztokami, otwartymi studzinkami itd. Na szczęście nie parkują na niej samochody. One poprostu zatrzymują się, blokując pas jezdni.

Domostwa są najczęściej trochę zniszczone, bo nieustannie pada i jest gorąco. Zawinięte są w plątaninę krat. Według F. plagą są tutaj włamania i kradzieże, dlatego Trinidadczycy muszą się zabezpieczać. Zatem ludzie chronią swoje sklepy, warsztaty i domy zwielokrotnionymi kratami (cmentarz jest otoczony drutem kolczastym, który przypomina zasieki) i alarmami. Mury, kraty i zasieki robią smutne wrażenie - społeczności pełnej podziałów: klasowych, majątkowych, religijnych i rasowych.

Większość zakupów dokonuje się tutaj w centrach handlowych - takich, jakie świetnie znamy. Ale ulice, czy też pobocza sa pełne różnych sklepików oferujacych tajemnicze rzeczy i punktów gastronomicznych, przy których się zatrzymamy. Historia Trinidadu jest bardzo złożona, ludność  - bardzo różnorodna. Taka jest też tutejsza kuchnia. Nieogarniona, kosmopolityczna, wspaniała. A na poboczach są rozstawione budki i stoiska oferujące wszystkie te przysmaki za bardzo rozsądne ceny i jest tych punktów mnóstwo. Restauracja nigeryjska, przy której stoi sprzedawca jakichś indyjskich zakąsek, a obok niego ktoś oferuje coś kolorowego i uwodząco pachnącego do jedzenia, a dalej stoi chińczyk i znajduje sie kreolski bar, stojący przy Pizza Hut itd.

Ze względu na wilgotność, choć myślę, że raczej ze względu na lenistwo, różne kable nie są poprowadzone w ziemi, ale na słupach. Dlatego oplatają wszystko. Zwisając ze słupów plączą się niesamowicie. Ciekawie, czy jest jeszcze ktoś, kto pamięta co przewodzą i dokąd biegną. Co więcej, są często obficie porośnięte roślinami. Niesamowite.

Tutejsze miasta składają się więc ze sciśniętych, różnorakich domków, milionów punktów gastronomicznych, betonowych chodników, pełnych niespodzianek, wiązanek kabli, tysięcy samochodów i ich spalin. Wszystko to zaś jest pełne wciskającej się zieleni.

Pojechaliśmy na Mt St Benedict, do opactwa benedyktyńskiego, ale o tym w nastepnym odcinku ...

2 komentarze:

  1. Karolu, gratuluję pióra. Pięknie piszesz, aż się chce czytać :)
    Cieszę się, że znalazł się Twój bagaż.
    A co do kabli, to o. Jerzy B. na pewno by sobie z nimi poradził ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znalazla sie walizka a w niej aparat. Dodaj zdjecia!!!!

    OdpowiedzUsuń