niedziela, 4 października 2009

Wszystkiemu winny jest Napoleon

Naturalny jest ruch lewostronny. Trudno temu zaprzeczyć. Wystarczy sobie przypomnieć, że prawa nakazujące używania lewej strony drogi wykształciły się, niezależnie od siebie, już w średniowieczu (a może i wcześniej) w Europie i Japonii. Ponoć miało to ułatwiać poruszanie się ciasnymi uliczkami z przypietym do lewego boku mieczem. Poza tym było traktowane jako naturalne. Tak więc, można zaryzykować stwierdzenie, że wszędzie tam, gdzie obowiazywały jakieś zasady ruchu drogowego, obowiązywała też fundamentalna zasada ruchu lewostronnego.
I tak było by i dziś. Jednak w historii ludzkości pojawił się pan Napoleon, który miał diaboliczną obsesje zmieniania świata na swój obraz i podobieństwo, i ujednolicania zwyczajów, języków, systemów prawnych, i szkolnych, i czego tylko się dało. To właśnie on, być może z powodu niechęci do papiestwa, być może z powodów strategicznych, postanowił zmienić i ujednolicić zasady ruchu drogowego. I narzucił Europie, a przez nią światu, ruch prawostronny.
Na Trinidadzie i w Irlandii obowiązuje zaś ruch lewostronny. A ja próbuje się do niego przyzwyczaić. I dlatego wczoraj, jak i w poprzednich dniach, jeździłem sobie po uroczej i rustykalnej okolicy Newbridge. Drogi bradzo lokalne są tu wytyczone przed wiekami. Są więc kręte, wąskie i z murkami po obu stronach, bez pobocza. Muszę się przyznać, że jeździłem trochę za szybko i troche zamyślony, bo było piękne popołudnie. W pewnym miejscu było skrzyżowanie i skręciłem w lewo. Jechałem dalej, dalej rozanielony. Aż tu nagle wyrósł mi przed maską ambulans. Na szczęście. Kierowcami ambulansu są zazwyczaj zawodowcy, karetki też są lepiej widoczne. Zatrzymaliśmy się w odległości sześciu metrów od siebie, patrząc sobie w oczy. Pan coś pokrzykiwał, ja biłem się w piersi ... i grzecznie powróciłem na sobie przeznaczoną lewą stronę jezdni. I temu wszystkiemu i wielu innym rzeczom jest właśnie winny pan Napoleon.

1 komentarz:

  1. Właśnie.Grunt to znaleźć winnego. A swoją drogą natrafiłam przypadkiem na ten przecudny blog...i patrze, a nawet znam autora. Spotkaliśmy się w szwajcarskim Fryburgu. Choc ja głównie urzęduje w Łodzi. Bardoz serdecznei pozdrawiam. Od brygady mojej nastolatkowej i nie tylko również. Mam teraz trzech takich pomocników co ciągle chcieliby podróżować. Pozdrawiam Ojca Karola. Dorota z Łodzi

    OdpowiedzUsuń