Czasami mówimy, że ksiądz został poślubiony Kościołowi. Jest to znacznie więcej niż metafora. Wszakże celebrując eucharystię kapłan działa in persona Christi. Inne jego działania także są rozumiane jako działanie Chrystusa wobec Jego Oblubienicy - Kościoła.
Czasami żartujemy sobie z teściowych. Wcale nierzadkie są sytuacje, gdy są one osobami postępującymi jak postacie z niewybrednych i pełnych żalu anegdot.
Z pewnością miłą strona bycia księdzem, a więc poślubienia Kościoła jest, że nie ma się teściowej, zwłaszcza takiej archetypicznej. Tak mi się wydawało do tej pory.
Teraz jestem przekonany, że mam mniej więcej cztery teściowe. Są to mniej więcej cztery posunięte w latach panie, które teoretycznie nam (dominikanom w Diego Martin) pomagają, a w praktyce rządzą. Dbają o finanse, robią zakupy, administrują na różnych poziomach, koordynują prace parafii. Ile to razy prosiłem o zakup sera, który lubię, i za każdym razem słyszałem różne wymówki z pouczeniami o zdrowym odżywianiu się; rady, jak ustawić biurko w pokoju; co jest mi potrzebne, a co nie; że wcale nie potrzebuje głowicy prysznica z wężem; że nie powinienem sobie robić prania ani sprzątać, bo zrobi to inna pani - niżej stojąca w tej kobiecej hierarchii; że nie mogę zwołać ogólnego zebrania, najpierw muszę się spotkać z wyselekcjonowaną grupą osób itd. Codziennie. Wtrącanie się we wszystko, zamiast pomocy, porady z pogróżkami. Okropne.
Tak więc wydaje się że wpadłem z deszczu pod rynnę. Po latach wolnosci, nagle mam tesciową i to grupową, wielogłową. Co zrobić z takimi teściowymi? Jak zwyczajnie poślubieni panowie dają sobie z nimi radę?
wtorek, 23 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
hmmm a ciekawe gdyby ich zabrakło ;)
OdpowiedzUsuńJa też narzekałam na koordynatorów zbiorek żywności do puki w zeszłą sobotę sama nim nie zostałam i nie zobaczyłam jaka to słidka praca ;)
Czasem trudno docenić prace drugiego do czasu gdy go zabraknie albo dopóki sami nie poznamy jej smaku ;)
hoho.....uderz w stół....
OdpowiedzUsuń