piątek, 21 sierpnia 2009

maravall

Nic się nie dzieje. Zaplanowano, że wczoraj miałem sobie odpocząć. I tak się stało. Dzień spędziłem z panem C., który obwiózł mnie po lesie i dostarczył na plażę w Les Couevas - najpiękniejszą, jaką do tej pory widziałem (na całym świecie). Zażyłem tam kąpieli. Do pełni szczęścia brakowało mi spaceru.

Zdecydowanie nie jest to ulubione zajęcie Trinidadczyków (ulubionym zajęciem jest jedzenie!). Pan C. nie dał się namówić na wędrówkę po lesie, a gdy chciałem pospacerować sobie po bardziej odludnych częściach plaży, ochrona stanowczo mi to odradziła. Dla mnie, jako białego, twierdzili, byłoby to niebezpieczne. Nie ze względu na rekiny, ale rabusiów. I rzeczywiście, gdy oddaliłem się od ostatniej wieży obserwacyjnej, zaraz w moim kierunku ruszyło dwóch mężczyzn. Z godnością, ale szybkim krokiem wróciłem więc do społeczności plażowiczów, pod czujne oko ratowników i ochrony. Czasami wcale nie jest dobrze być białym. Wieczorem miałem czas na czytanie, bo także wieczór miałem dla siebie. Co było bardzo miłe, muszę przyznać.

W kolejnym poście zamieszczę zdjęcia z Maravall, parafii, którą się opiekujemy (my, dominikanie).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz