Ostatnie dwa dni spędziłem na Tobago. Ojciec D. zaprosił mnie na wycieczkę na tę wyspę. Jest ona położona mniej więcej 30 kilometrów na północny wschód od Trinidadu, dużo od niego mniejsza, nie tak gęsto zaludniona, pozbawiona przemysłu, ale posiadająca przepiękne plaże i góry, parki narodowe, rafy koralowe i spokojne wioski - wszystko to, co kojarzy się nam z karaibskim rajem. Jak Tobago wygląda dobrze wiecie - nawet jeśli o tym nie wiecie! Jest to bowiem wyspa Robinsona Crusoe'a. Dokładnie odpowiada opisowi zawartemu w dziejach jego samotności.
Na Tobago jest jedynie trzy tysiące katolików, bardzo rozproszonych, a więc często odchodzacych od Kościóła Katolickiego do której ze współnot protestanckich. Dlaczego tak jest? Otóż jeszcze nie tak dawno, aby uzyskać pracę na tej przyjemniejszej, zasobniejszej i spokojniejszej wyspie trzeba było być anglikaninem. Takie było kolonialne prawo. Ludzie masowo zmieniali więc wyznanie na to, które było religia państwową Imperium.
Tobago ma bardzo ciekawą historię. Nie będę jej teraz opowiadał, wspomnę tylko o ciekawym jej okresie - z polskiego punktu widzenia.
Tobago jest punktem strategicznym o ogromnej wadze. Leży bowiem na przecięciu szlaków atlantyckich łaczących Amerykę Północną z Południową, Europą i Afryką i pozwala kontrolować dużą część wybrzeża dzisiejszej Wenezuleli. Tak było i dawniej. Tobago przechodziło więc z rąk do rąk, toczono o nie bitwy, było najlepiej ufortyfikowaną wyspą na Karaibach.
Tobago od 1639 roku do 1669 nazywało się Nowa Kurlandia. Było bowiem kolonią Kuralandii, która była lennem Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Tak oto, w pośredni sposób Tobago było kolonią polsko - litewską.
Na początku siedemnastego wieku drugi książe kurlandzki, Jakub Kettler postanowił wzmocnić swoje państwo i zbudował jedna z najlepszych ówczesnych flot. Kupił Tobago i wyspę świętego Andrzeja u wybrzeży Gambii i mimo wielu przeszkód (zwłaszcza ze strony Anglików i holendrów), usilnie pracował nad rozwojem swoich kolonii. Wybudował forty i zorganizował plantacje, a co najważniejsze, nie prowadził podbojów wokół swoich posiadłości, ale z miejscowa ludnościa współpracował. Dlaczego nie udało się mu utrzymac kolonii. Po pierwsze, miał przeciw sobie ówczesne morskie potęgi. Po drugie w czasie wojen polsko szweckich pozostał wierny Rzeczpospolitej. Skutkiem tego było to, że jego księstwo zostało zupełnie przez wojny zniszczone, a on sam zamknięty na wiele lat w szwedzkim więzieniu. Co wykorzystali jego karaibscy przeciwnicy.
Najciekawsze jest jednak to, że ten fragment zapomnianej u nas historii został w pamięci Tobaganian. W Plymouth jest pomnik "Kurlandczyków", wolnych ludzi. Wielu zabiegów retorycznych wymagałoby uzasadnienie, że wolność kurlandzkich osadników była związana z wolnością tak bardzo umiłowaną przez mieszkańców Rzeczypospolitej, ale takie skojarzenie jest dla mnie niezwykle kuszące.
Zamieszczę teraz kilka zdjęć z tej wyprawy a później wrócę na Trinidad, do Arimy, gdzie od tygodnia przebywam, a o której jeszcze nic wam nie napisałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz